na drodze nr 17? Kim była kobieta, której nikt nigdy nie

Nie, nie kupi tej bajeczki o siedzeniu przy łó¿ku Marli i czytaniu jej na głos Biblii. Mowy nie ma. Wyciagnał z kieszeni portfel i znalazł w nim sfatygowana wizytówke, jedna z tych, których u¿ywał w czasie, gdy odgrywał Pana Boga w wiekszych i mniejszych korporacjach. Odwrócił ja i przeczytał kilka numerów naskrobanych niestarannie na odwrocie. Miał nadzieje, ¿e Walt nie zmienił miejsca zamieszkania, ¿e nadal jest w Seattle. Siegnał po telefon . wystukał numer. Po trzecim sygnale w słuchawce odezwał sie schrypniety głos. 154 - Walt Haaga, słucham. - Walt? Mówi Nick. Nick Cahill - A niech mnie. Czego, do diabła, chcesz ode mnie po tylu latach? - Potrzebuje twojej pomocy. Chce, ¿ebys wygrzebał dla mnie pare rzeczy. - Nick usłyszał po drugiej stronie pstrykniecie zapalniczki. Walt zwykle palił trzy paczki papierosów dziennie. - Myslałem, ¿e rzuciłes ten interes - W zasadzie tak. - Krótko strescił Waltowi, jak doszło do http://www.operacje-plastyczne.biz.pl/media/ brzegiem swojej szklanki w jej kieliszek. - Za lepsze dni. - I noce - dodała i upiła łyk, podnoszac na Nicka oczy. Były szeroko otwarte, zielone i piekne. Z jej twarzy znikneły ju¿ since i opuchlizna, blizna na głowie stała sie prawie niewidoczna, krótkie, ciemne loki wdziecznie opadały na czoło. - Wiec o co chodzi, Marla? - Chce... chce sie dowiedziec, co sie tu działo. Przez piec dni byłam własciwie nieprzytomna. Pamietam tylko, ¿e ktos wchodził i wychodził z mojego pokoju... wszystko jak przez mgłe. Pomyslałam, ¿e mo¿e pomógłbys mi nadrobic zaległosci. Czy ktos skontaktował sie ju¿ z rodzina Pam? - Nic o tym nie wiem. Ale zajmowałem sie w tym czasie

- Musze... musze cos powiedziec - wyjakała. - To tak mnie okropnie gryzie. - Cholera, nie! - Robert potrzasnał głowa i scisnał jej ramie. - Pomysl, co to znaczy dla nas, mała. To nasz bilet... - Twój bilet? A co ty takiego zrobiłes? - spytała gniewnie. - Hej, zaraz. - Cofnał sie o krok i wyciagnał palec w Sprawdź Parking był pusty. Ani śladu Etty Parson i jej markowego samochodu, o ile sekretarka jeszcze go miała. Nie było też widać mercedesa sędziego. W biurze panowały ciemność i cisza. Dobrze. Shelby przejechała się bocznymi alejkami i uliczkami, i jeszcze raz znalazła się pod biurem. Nadal nie było tam nikogo. No, zrób to, mruknęła do siebie. Przekonana, że nikt tu się nie pokaże, zaparkowała wóz cztery przecznice dalej, w bocznej uliczce przy samoobsługowej pralni i pralni chemicznej, niedaleko budynku, w którym doktor Pritchart prowadził kiedyś klinikę. Niestety, zawsze istniała możliwość, że ktoś zauważy jej samochód i jutro wspomni o tym w barze czy kafejce, czy nawet pubie White Horse. Zważywszy na to, jak szybko plotki rozchodziły się w tym miasteczku, w ciągu dwóch dni zapewne wszyscy w Bad Luck dowiedzieliby się o jej pobycie w mieście. Ale musiała zaryzykować. 167 Szybko zamknęła samochód i zaczęła biec. Powietrze tej nocy było parne, lepkie: dosłownie napierało na jej pierś. Nie było porównania z rześkim, słonawym powietrzem Seattle. Opuściła Zachodnie Wybrzeże dopiero dwa tygodnie temu, a już miała wrażenie, że upłynęły lata.