me¿czyzny, wyraznie znudzonego uroczystoscia. Samuel

usta są spuchnięte, źrenice rozszerzone, a włosy ulizane. Mimo to uśmiechnęła się do swojego odbicia. Teraz pojedzie do domu, po cichu wejdzie do domu, weźmie prysznic, przebierze się i resztę nocy będzie śniła o Nevadzie. Wszystko będzie w porządku. Błyskawicznie uruchomiła silnik i wrzuciła wsteczny bieg. Cofnęła wóz o jakieś pół metra - potem koła zaczęły boksować, a porsche przechyliło się na bok. - No, dalej, dalej. - Zmniejszyła gaz, a po chwili ponownie mocno nacisnęła pedał. Opony znowu się obróciły, ale samochód nie mógł ruszyć z miejsca. Wrzuciła jedynkę i dodała gazu. Kabriolet znów się przechylił. Koła obracały się jak zwariowane. Kiedy zdjęła nogę z gazu, wóz odzyskał stabilność. - Nie rób mi tego. Proszę cię. Nie teraz. - Ponawiała próby, aż zaparowały szyby. Zaczęła się intensywnie pocić pod pachami i uświadomiła sobie, że tylne koła wozu grzęzną w głębokich bruzdach. Kiedy otworzyła drzwi i wysiadła, jej buty również ugrzęzły w błocie. Świetnie, pomyślała z pełną goryczy ironią. Po prostu rewelacja. Przedarła się przez gąszcz krzewów mesquite do miejsca, w którym rozpędzona woda przelewała się po żwirze. Wyglądało na to, że sytuacja ciągle się pogarsza. Wróciła do wozu i uklękła obok tylnego koła. Pogrzebała pod nim i zobaczyła, że nie dość, że opona ugrzęzła w głębokiej koleinie, to jeszcze zapadła się, prawie do osi, cała tylna część porsche. Zrozumiała, że bez podnośnika nie uda jej się stąd wydostać. I co teraz? - zastanawiała się, patrząc przez strugi deszczu na odległy o kilkaset metrów dom na ranczu. Wiedziała, jak dostać się do środka, gdzie wisi komplet kluczy do pikapa chevy, należącego do jej ojca. Mogłaby znaleźć łańcuch w szopie z narzędziami i za pomocą latarki, sprytu, wysiłku i dużego fartu owinąć nim ośkę, http://www.ortopedyka.net.pl/media/ widoczne. Zmienił sie te¿ wyraz jej oczu. Dawna zalotnosc i ¿adza w jej spojrzeniu ustapiły miejsca namietnosci innego rodzaju. Głebszej. Niebezpiecznej. Ale równie zniewalajacej. - Cholera. - Dopił piwo. Raport Haagi był ju¿ gotowy, zaczał wiec przegladac strone po stronie. W koncu zobaczył zdjecie Pam Jaffe Delacroix i znieruchomiał. - A niech to - mruknał, patrzac na kobiete tak podobna do Marli, ¿e mogłaby byc jej siostra... mo¿e nie blizniaczka, ale na pewno bliska krewna. Piekna twarz otaczały takie same ciemne włosy o głebokim odcieniu mahoniu, ale Pam miała szersze czoło, nieco bardziej okragłe oczy i bardziej spiczasty podbródek. Nie były to, oczywiscie, jedyne ró¿nice. Zbieg okolicznosci? A Marla rzeczywiscie sie zmieniła? Nie tylko psychicznie,

Nagle zrobiło mu sie zimno. - Jaki wypadek? - Zacisnał zeby tak mocno, ¿e poczuł ból w szczece. Nigdy nie ufał swojemu starszemu bratu. Miał po temu powody. Odkad Nick siegał pamiecia, Alex zawsze bił czołem przed ołtarzem dolara, z nabo¿enstwem słuchał notowan giełdowych i gorliwie oddawał hołd patronom San Sprawdź - Jestem tutaj, kochanie - powiedział i przysunął się trochę, żeby mocniej ją przytulić. Jeszcze z trudem łapał oddech i drapał ją zarośniętą brodą w policzek. Pocałował ją w usta, a kolanami rozsunął jej nogi. - O Boże, Shelby, tęskniłem za tobą - szepnął i wbił się w nią głęboko. Shelby zamknięta oczy i zatraciła się w jego cieple i dotyku. Całkowicie się rozluźniła i szybko przystosowała do jego rytmu, jakby byli kochankami od wielu lat. - Shelby... piękna Shelby - szepnął zachrypniętym głosem. Był mokry od potu. Coraz szybciej, jak koń, który wyrwał się z pęt i galopuje ku wielkiej przepaści, napierał na nią i ściskał ją z całej siły, ciężko dysząc. Shelby nie była w stanie myśleć; ledwo oddychała. Kocham cię, Nevada. Otworzyła usta, by wypowiedzieć te słowa, ale głos odmówił jej posłuszeństwa. Przed jej oczami wybuchła błyskawica. Jej ciałem wstrząsnęły spazmy. - Nie mogę przestać... nie mogę... - Nevada zesztywniał, napiął mięśnie pośladków i wygiął plecy, po czym wytrysnął i opadł na nią, z trudem łapiąc oddech. - Dobry Boże - szepnął w zagłębienie na jej szyi. Shelby przywarła do niego i zamrugała, próbując zwalczyć nagłe i niechciane łzy.