poczuł wszechogarniającą rozpacz; uczucie, które od śmierci

równieŜ mądry, bo wyraźnie chciał zrzucić z siebie jeźdźca. Jednak jeździec dał koniowi do zrozumienia, Ŝe nie z nim takie kawałki. Ani koń nie zamierzał ulec człowiekowi, ani odwrotnie. Mark, zafascynowany, podszedł do zagrody i przyłączył się do grupki widzów podziwiających zmaganie człowieka z koniem. Zwierzę było piękne i mądre, bo robiło wszystko, by się uwolnić, zrzucić jeźdźca. Jeździec teŜ nie był gorszy, dawał do zrozumienia zwierzęciu, Ŝe nie da się zastraszyć. Nie ma piękniejszego widoku niŜ ten, gdy człowiek ujarzmia bestię... Albo odwrotnie, stwierdził w duchu Mark. Im dłuŜej przyglądał się temu widowisku, tym bardziej podziwiał sprawność jeźdźca. Po chwili, gdy było juŜ oczywiste, Ŝe kowboj odniesie zwycięstwo, padło z tłumu wołanie: - Tak trzymać, Nita! Mark zamrugał oczami. Nita? Patrzył na kobietę zsiadającą z konia, a gdy jej stopa dotknęła ziemi, zdjęła kapelusz i masa czarnych włosów opadła jej na ramiona. Uśmiechnęła się i pomachała dłonią w stronę widzów. - Cholera. - Tylko to słowo burknął pod nosem. Jak on mógł zapomnieć, Ŝe Nita Windcroft moŜe się tu pojawić, sama, bezbronna, bez męŜczyzny? Obserwował, jak ta szczupła kobieta spojrzała na Jimmyego, który coś do niej http://www.otolaryngolodzy.pl/media/ wzrok jego spoczął na Alli. Stała przy dziecinnym wysokim krześle, pokazując Erice, jak naleŜy prawidłowo trzymać łyŜkę. Był w T-shircie i czarnych spodniach. Potrząsnął głową i uśmiechnął się. Nawet teraz, myślał, Alli zachowuje się skromnie, podkreślając wagę profesjonalizmu. JuŜ dawno temu przekonał się, Ŝe bez względu na to, co Alison Lind włoŜy na siebie, zawsze wygląda atrakcyjnie. Czerwono-biały T-shirt wsunęła w spodenki, co podkreślało smukłość jej talii i krągłość pośladków. A jej szorty były na tyle krótkie, Ŝe pozwalały podziwiać długie smukłe nogi; przypominały jego widzenia senne tej nocy. Choć miał dwadzieścia osiem lat, nie śmiał nawet marzyć o widoku kąpiącej się nagiej kobiety. Jego marzenia pobudzały wizje jej w kąpieli, siebie całującego ją. A całował ją z taką pasją, Ŝe błagała o więcej. I właśnie zamierzał zrobić to „więcej", gdy rozległ się w jego mózgu sygnał alarmowy. Odetchnął głęboko, oderwał wzrok od Alli i spojrzał na swoją bratanicę. Erika

Uśmiechnął się. - Ten sok jabłkowy, jaki jej dałaś, był chyba wzmocniony alkoholem - zaŜartował.- Przez całe popołudnie nie mogła usiedzieć na miejscu. Alli, kiedy Mark wrócił ze studia, była zajęta w kuchni robieniem kanapek. On zaś zajął się grillowaniem hamburgerów i hot dogów. UsmaŜył nawet parę steków. Potem usiedli w patio. Przez parę sekund Alli miała wraŜenie, Ŝe stanowią rodzinę. JednakŜe gdy on wspomniał coś o Klubie Ranczerów i zebraniu, jakie ma się odbyć Sprawdź Diana uścisnęła gorąco Arabellę i dziewczęta obiecały często do siebie pisywać. - Nie wiesz, jak bardzo się cieszę z naszego wspólnego debiutu. Nie zapomnisz o mnie, prawda? - dopytywała się jeszcze na koniec Diana. - Oczywiście, że nie! Adela przyglądała się im obu i pociągnęła nosem. Poczuła się pominięta i niepotrzebna. Panna Baverstock wyjechała, nie zostawiwszy jej nawet adresu do korespondencji. Jeśli zaś chodzi o pracę misyjną, podczas całego pobytu w Candover udało się jej jedynie rozdać mieszkańcom wioski kilka broszurek - nie okazali zresztą wdzięczności za te wysiłki. Wyjeżdżała zatem bez żalu. Gilesa z kolei ogromnie zmart¬wiło nagłe zniknięcie Clemency. Zaczął się nawet za¬stanawiać, czy nie uznać się za ofiarę jej zdradzieckich powabów i na zawsze nie wyrzec się kobiet. Po namyśle odrzucił ten pomysł. Jego ojciec chrzestny miał kilka ładnych córek, zdecydował więc, że uzna pannę Stoneham za niedościgniony ideał. Po ich wyjeździe dom wydał się cichy i opuszczony; tego wieczora odczuła to cała trójka zgromadzona w salonie. Arabella, obserwując brata, zauważyła, że często spogląda w stronę krzesła, na którym siadywała Clemency. Wyglądał bardziej mizernie niż zwykle, chociaż za wszelką cenę starał się podtrzymywać wątłą rozmowę. Również lady Helena zamknęła się w sobie. Pongo nadaremnie lizał ją po twarzy, nie pomogło także skomlenie pekińczyków. Arabella z rozpaczą zastanawiała się, jak zdoła tu wytrzymać do końca roku, kiedy lady Helena nieoczekiwanie wyrwała ją z zadumy. - Lysandrze, moim zdaniem powinniśmy jechać do Lon¬dynu - powiedziała. - A po co? - zapytał bez ogródek. Podniósł głowę i obrzucił ją podejrzliwym wzrokiem. - Fabianowie wyjechali i wszystko wydaje się takie nudne. Nie chcę patrzeć, jak ci Cromerowie i Bamstaple’owie zaczną wtykać nos we wszystkie kąty, nie sądzę też, by Arabella miała na to ochotę. Dziewczyna ożywiła się na tę wiadomość. Ciotka ma coś w zanadrzu, była tego pewna. - Tak, jedźmy! - krzyknęła. - Chcę kupić sobie nowe farby, może też zwiedzimy jakąś galerię. Lady Helena popatrzyła na bratanicę z uznaniem. Arabella wyznała jej, że dostała od pani Stoneham nowy adres panny Hastings. Przebywając w Londynie, może uda im się coś wskórać, a akwarele to doskonały pretekst. - Wszystko zatem ustalone - oznajmiła lady Helena, zanim Lysander mógł zaoponować. - Jutro wyślę do Londynu Timsona i jedną z pokojówek, by przygotowali na piątek co trzeba.