- Owszem, wiesz. - Zuzanna odczekała chwilę. - Słuchamy, Flic.

Wtem rozległ się donośny krzyk protestu i wszyscy odwrócili głowy. Przy drugim ambulansie stała grupka ludzi. W świetle błyskających lamp i reflektorów samochodowych Matthew ujrzał długie włosy ze srebrnymi igiełkami. Flic chyba się z kimś szarpała, wykłócała, potrząsała gwałtownie głową... Nagle zrozumiał powód jej wzburzenia. Imogen - w białej koszulce i skarpetkach migających w ciemności niczym świetlne plamy - biegła przez ulicę w stronę wrzosowiska. - Imo! - Głos Chloe wyraźnie wydobywał się z bolesnym wysiłkiem. Matthew odczekał jeszcze sekundę, a potem puścił się biegiem, zostawiając w tyle ambulans i Chloe. Wcześniej sądził, że jego siły uległy całkowitemu wyczerpaniu, ale teraz napędzał go strach. Był przekonany, że jeśli Imo zapędzi się w głąb wrzosowiska, wydarzy się coś strasznego, a on - choć to brzmi irracjonalnie - nigdy sobie tego nie wybaczy. Mimo wszystko to córka Karo, wnuczka Sylwii, siostra Chloe. Kaszel rozrywał mu płuca, serce pracowało na najwyższych http://www.pappatore.pl/media/ Człowiek, w którym zarówno Sylwia, jak Zuzanna - każda w różnym stopniu - wcale nie widziały wzorowego męża i ojca, w przeciwieństwie do Karo i dziewczynek. Człowiek, który według jego własnej teściowej nie darzył kobiet szacunkiem, a nawet wykorzystywał córki jako swego rodzaju świtę. Tak, Sylwia wiedziała, że Richard nie był bez wad, ale nawet jej przez myśl nie przeszło, ile zła kryło się w mrokach jego duszy i jaki destrukcyjny wpływ miał na dziewczęta. - To wszystko jego robota - powiedziała do Matthew kilka tygodni po pożarze. - Wszystko przez niego... - A potem potrząsnęła głową, walcząc z falą mdłości, jak zawsze na wspomnienie tego, o czym ostatnio się dowiedzieli. - Gdyby nam przyszło do głowy... Gdybyśmy...

dziewczyna naresz- 239 cie przemówiła, nie miała siły z nią polemizować. - Jak się teraz czujesz? - spytała, przysiadając na krawędzi łóżka. - Nieźle. Spać mi się chce. - To dobrze. - Izabela pogładziła ją po włosach. - Ciągle myślę, Sprawdź - To nie jest prawda o wszystkich małżeństwach. Niektóre się nie udają, to prawda, ale przecież są i związki szczęśliwe. Mój kuzyn z żoną bardzo się kochają, a moi rodzice też byli ze sobą szczęśliwi. - Doprawdy? To szkoda, że ci nie przekazali tego genu szczęśliwości. - To kwestia umiejętności wyboru właściwego partnera. Wiążąc się z Johnem, udowodniłam sobie, że jej nie posiadam, dlatego nie zamierzam się już nigdy zakochać. Ale to nie znaczy, że nie wierzę, że niektórym ludziom małżeństwo może się doskonale udać, takim, którzy potrafią wybrać właściwego partnera i wywiązać się ze zobowiązań. - Tylko głupcy uważają, że fascynacja erotyczna może trwać wiecznie - rzucił wyzywająco, jakby się podziewał sprzeciwu z jej strony. Ale Jodie nie chciała z nim więcej dyskutować na tematy związane z seksem. Przy takich okazjach czuła podniecenie, które rozpraszało ją do tego stopnia, że nie mogła się skoncentrować na wyborze sensownych argumentów. - A przy okazji - dodał - nie wierzę, że nie chcesz pieniędzy. Uważasz, że po rozwodzie będzie ci łatwiej wyciągnąć więcej? Ostrzegam cię... Jodie miała tego dosyć. - Nie, to ja ostrzegam ciebie. Wychodzę za ciebie tylko dlatego, że chcę pokazać Johnowi, że nie jest jedynym mężczyzną, który spojrzał na mnie łaskawym okiem. Kiedy wrócę do domu, chcę móc trzymać głowę wysoko, a nie chować się po kątach przed współczuciem. Powodem jest moja duma, a nie zachłanność. Nie chcę twoich pieniędzy! Lorenzo milczał. ROZDZIAŁ SIÓDMY - Muszę ci coś powiedzieć. - Caterina stała przed Jodie, blokując jej wyjście z ogrodu. - Był tu Alfredo. Po co przyjechał? - Chyba powinnaś zapytać o to Lorenza - odpowiedziała Jodie z nadzieją, że się od niej uwolni.