- Zadzwonię tam niedługo i się dowiem. Może już

- A to pewnie jest twój uniform - kpił nieznajomy, powoli przesuwając wzrokiem po skrawku czerwonego materiału, udającym sukienkę. - Niezupełnie. - Carrie starała się zachować spokój, choć czuła, że płonie od spojrzeń tego mężczyzny. - Przepraszam, że nie mogę ci poświęcić więcej czasu. Lulu na mnie czeka. Postąpiła krok w stronę wyjścia. Za drzwiami R S słychać było głos Darrena, a Carrie trzymała w dłoni jego telefon, którego nie miała gdzie schować. Zerknęła na nieznajomego. Nie wiedziała, co on zamierza zrobić. Czy jej pomoże, czy powie Darrenowi, że złapał ją na gorącym uczynku? Stała jak sparaliżowana, nie wiedząc, czego ma się po nim spodziewać, i patrzyła, jak obcy się do niej zbliża. Zatrzymał się tuż przy Carrie, zasłaniając ją własnym ciałem przed oczami każdego, kto by wszedł do gabinetu. http://www.pokryciadachowe.edu.pl/media/ Keenan - ale się z tym nie zgodzę. - Nic mi nie jest. - Ja też myślę, że ktoś cię powinien obejrzeć - wtrącił Tony. Jeszcze nigdy nie wydała mu się taka stara. - Może dadzą ci coś na sen. Wiedział, że on sam w tej chwili potrzebował najbardziej cholernie mocnego drinka, może nawet całej kolejki drinków, która pomogłaby usunąć mu sprzed oczu widok z kostnicy. Nie myśl o tym. Karen Dean w granatowym kostiumie i białej bluzce, z ciemnymi włosami splecionymi w warkocz, zajrzała do pokoju, żeby zapytać, czy ma przynieść herbatę.

nie potrafiłby zapanować nad sobą, tak silne pragnienia wyzwalała w nim ta dziewczyna. Wciągnął głęboko powietrze. - Wracajmy. Rano muszę wcześnie wstać. Przyjeżdżają bracia, pomogą mi pędzić bydło. Kiwnęła głową i odsunęła się o krok. Chwycił ją za Sprawdź - Spierałeś się, że w zamku są dzieci - poprawiłam. Siedliśmy za stołem wszyscy razem - ja, moi przyjaciele, Diwiena, jej tchórzliwa siostra, emerytowany kamerdyner - od rana trzeźwy, niania z Dierą i Słarem, służąca przytoczyła wózek z obłąkaną babką. Dworzanina nie było widać. Dzieci, choć bardzo to dziwne, zachowywały się bardzo cicho, tuliły się do niani, raz po raz z przestrachem oglądając się po bokach. - No, jak posuwają się poszukiwania? - niewytrzymawszy po pauzie zapytała gospodyni, podstawiając małą porcelanową filiżankę pod nosek dzbanka do kawy w rękach służącej. Poczekałam póki filiżanka nie napełni się do pełna i wtedy skromnie odpowiedziałam: - Pani Biełozierska, muszę was zmartwić. Wasza zjawa nie ma żadnego stosunku do waszej prababki... raczej, ona ma stosunek do jego ukazania, lecz zupełnie nie to, co myślicie. Po raz pierwszy zauważyłam na beznamiętnej twarzy gospodyni przejaw zdziwienia. - Ach tak? - Diwiena użyła deserowej łyżeczki odłupując boczek wytwirnego ciastka, py-tając się mnie z nieprzyzwoitym napłynięciem emocji. -- Skądże ono się więc pojawiło? - Znikąd. Tak naprawdę, niepoprawnie postawiliście pytanie. ONO tu się nie odrodziło. To jest ON. Fan¬tom. - Przepraszam, ja zupełnie nie rozumiem różnicy. - Fantom - to przywidzenie, wywołane przez maga - objaśniłam. -- W waszym zamku pojawił się nie¬kij psotnik, aktywnie tworząc fantomy: widzieliśmy trzy jednocześnie na różnych piętrach zamku. One są niestałe, walą się od zetknięcia się z materialnym obiektem, nawet od głośnego dźwięku. Jak ten nie bał się dzwięku, obstrzał zjawy porcelaną dawał dobre rezultaty... - I cóż wy nam poradzicie? Nosić z sobą po półmisku? - chichotał emerytowany dozorca.