odpowiedział.

z chłopcami, potem z nim. Kilka razy nawet się wściekła - za każdym razem na niego. Ale to było w porządku. Złość to uczucie i Jack chciał, żeby nie powstrzymywała ani złości, ani pożądania. Z całych sił zapragnął zmniejszyć tę dzielącą ich przepaść. Na początek pokaże jej, że można jeść inaczej. Bez tej całej teatralności. Bez pompy i ceremonii. Co postanowiwszy wepchnął do ust górę kartofli. - Dobre jedzenie, Malindo. - Pogryzł kartofle dokładnie i połknął, a potem dodał: - Ale jutro nasza kolej. Chłopcy i ja przygotujemy kolację, a ty będziesz sobie odpoczywała wygodnie w fotelu. - Nie trzeba. Ja naprawdę mogę... - Na pewno - zapewnił ją. - Ale jutrzejsza kolacja jest nasza. Malinda siedziała w gabinecie Jacka. Obok leżały listy od czytelników. W maszynę wkręcony był papier. JEDNA DLA PIĘCIU 115 Ale Malinda nie mogła pracować. Papier nie skalany http://www.pol-rusztowania.com.pl – Och, biedak – rzekła, przypominając sobie skłonność brata do migren. – Powiedz mu, że wychodzę zwiedzić Rzym i spotkam się z nim jutro rano. Słońce już zachodziło i ludzie wylegli tłumnie na ulice. Lily spacerowała leniwie, chłonąc atmosferę miasta. Przyglądała się artystom malującym obrazy, a potem kupiła sobie pyszne włoskie lody waniliowe. Usiadła na ławeczce przy fontannie di Trevi i w rozmarzeniu przyglądała się potężnemu strumieniowi wody tryskającemu z naturalnego źródła. Nagle ktoś lekko dotknął jej ramienia. Odwróciła się szybko. – Witam ponownie. Co pani robi tutaj sama? – zapytał Theodore Montague.

Przytuliła dziecko. Wzięła małą na ręce i zaniosła do swojego pokoju. Położyła na samym środku wielkiego łoża z baldachimem, a potem zrzuciła buty i wyciągnęła się obok niej. Kelly natychmiast się w nią wtuliła. Laura przykryła ją i siebie kocem. Szeptała uspokajające słowa. Razem zapadły w sen. Obie chciały oderwać się od bólu, którego źródłem był mężczyzna ukryty Sprawdź może się zdarzyć, ale wolała nie narażać Emmy na stresy. Kiedy się odwróciła, Julianna przyciskała zdjęcie do piersi. Dłonie miała pocięte kawałkami szkła. Rozmazała sobie krew na twarzy i spodniach. Nuciła coś do siebie i kołysała się jak dziecko z chorobą sierocą. Kate spojrzała na Luke’a. – Musimy coś zrobić, zanim się jeszcze bardziej pokrwawi. Skinął głową i przykucnął przy Juliannie. – Chodź, kochanie. Bardzo się pokaleczyłaś. – To ja – powiedziała, pokazując mu zdjęcie – i John. – Tak, widzę. – Wziął ją za łokieć. – Możesz je wziąć do hotelu. – Nie rozumiem, jak mógł to zrobić. – Julianna spojrzała na niego oczami pełnymi łez. – Przecież jestem dzieckiem. Małą dziewczynką.