Tylko żółte rękawiczki i złocona gałka laski

paliła ją żywym ogniem. Ból wzmagał się i wzmagał. Mann chwiejnie stanął na nogi. Latarka zakołysała się gwałtownie. Oświetliła na piaszczystym szlaku dwie ciemne plamy, na widok których tylko zaklął. Krwawił coraz bardziej. Stopą próbował przygarnąć piasek. Gałązką pozacierał ślady i rzucił Rainie nienawistne spojrzenie. – Wstawać – warknął. – Chyba zaraz się porzygam – wymamrotała Rainie. – No już! – Dobrze – powiedziała. Pochyliła się i zwymiotowała mu na buty. – Ja pierdzielę! – Mann odskoczył pół metra do tyłu i na próżno próbował pozbyć się wymiocin, kopiąc wściekle w krzaki. Młócił rękami powietrze. Jego twarz zrobiła się purpurowa. Rainie nie wahała się. Może nie był to elegancki plan, ale lepszego nie zdołała wymyślić. – Uciekaj – zawołała do Danny’ego. – Uciekaj! I rzuciła się na Manna. Gdy toczyli się bezwładnie, wyślizgnęła mu się broń. Rainie słyszała, jak Mann rzuca się i przeklina. Wydawało jej się, że jego kolana i stopy są wszędzie. Instynktownie próbowała osłonić głowę. Oko, jej oko. O Boże, czuła, jakby policzek zajął się ogniem. Ale nie mogła podnieść rąk. Były związane z tyłu, więc tylko wiła się na ziemi jak bezbronny robak. Richard usiłował dosięgnąć ją silnym kopniakiem. Ledwie zrobiła unik, przetaczając się http://www.pol-rusztowania.info.pl/media/ bardziej nieczysty, niż gdybym po pijanemu poszedł do swawolnego domku. To byłoby po prostu świństwo, cielesny brud, a ja dopuściłem się zdrady, najprawdziwszej zdrady! I jak szybko, jak lekko, w minutę! Lew Nikołajewicz uważnie popatrzył na rozmówcę i powiedział z zadumą: – Nie, to jeszcze nie jest prawdziwa zdrada, nie najwyższego stopnia. – W takim razie co, pańskim zdaniem, jest prawdziwą zdradą? – Prawdziwa, szatańska zdrada jest wtedy, kiedy ktoś zdradza wprost, patrząc w oczy, i czerpie ze swej podłości szczególną rozkosz. – No, już z rozkoszą to... – Berdyczowski machnął ręką. – A co do podłości, to ja właśnie jestem najzwyklejszym podlecem. Teraz wiem to o sobie i będę musiał z tą wiedzą żyć... Ech! – Wzdrygnął się. – Gdyby można było jakoś odkupić tę chwilę, zmyć ją z duszy, co? Ja bym na każdą próbę, na każdą mękę się zgodził, bylebym znów mógł poczuć się... – chciał powiedzieć „szlachetnym człowiekiem”, ale zawstydził się i rzekł po prostu – ...człowiekiem.

– Jeszcze jak mogą! – próbował żartować władyka. – Ja znam osoby czwartej i, aż strach powiedzieć, trzeciej rangi, których właściwym miejscem byłby dom obłąkanych. – Tak? – zdziwił się nieco podprokurator. – A tymczasem regulamin służby państwowej absolutnie tego nie dopuszcza. Znów milczeli przez chwilę. – Ale to jeszcze nie najważniejsza moja wieść. – Biskup klepnął Berdyczowskiego w Sprawdź W pewnym miejscu przewielebny krzyknął, jakby z bólu. Polina Andriejewna domyśliła się: przeczytał o Aloszy. Wreszcie władyka odłożył arkusiki i zamyślił się posępnie. Pytać nie pytał – widać sensownie wszystko było wyłożone. Wymamrotał: – A ja, staruch bezużyteczny, pigułki łykałem, chodzić się uczyłem... Ech, wstyd. Pani Polinie spieszno było porozmawiać o sprawie. – Mnie, władyko, zagadkowe powiedzenia starca Izraela spokoju nie dają. Wynika z nich przecież... – Zaczekaj no ze swoimi zagadkami. – Mitrofaniusz machnął na nią ręką. – O tym później porozmawiamy. Najpierw najważniejsze: Matiuszę chcę widzieć. Jak z nim, źle? – Źle. Dzień ostatni. Południe