żeby poczuć ten sam dreszczyk emocji. A teraz, niech go diabli, wyraźnie znowu się nudzi.

oczywiście nie wolno. Ale Polinie Andriejewnie Lisicynej jak najbardziej wolno. – Nawet o tym nie myśl! – powiedział surowszym tonem przewielebny. – Starczy! Nagrzeszyliśmy, Pana Boga rozgniewaliśmy i dosyć tego dobrego. Wstyd mi, sam jestem winny, że cię na taką nieprzyzwoitość pobłogosławiłem – w imię ustalenia prawdy i tryumfu sprawiedliwości. Cały grzech na siebie wziąłem. I gdyby w Synodzie o tych figlach się dowiedzieli, przegnaliby mnie z katedry na zbity łeb, a może by i godności pozbawili. Ale nie z obawy o mój biskupi płaszcz przysiągłem sobie, że to ostatni raz, tylko ze strachu o ciebie. Zapomniałaś, jak ostatnim razem omal życia przez tę przebierankę nie straciłaś? Koniec, żadnej Lisicynej więcej nie będzie i słyszeć o tym nie chcę! Długo jeszcze spierali się o tę jakąś tajemniczą Lisicynę, żadne jednak nie przekonało drugiego i rozstali się, pozostając każde przy swoim zdaniu. A nazajutrz rano poczta dostarczyła przewielebnemu list z wyspy Kanaan, od doktora psychiatrii Korowina. Władyka otworzył kopertę, przeczytał, co w środku napisane, chwycił się za serce, upadł. Zaczął się w komnatach biskupich niewidziany popłoch: nadbiegli lekarze, wierzchem przygalopował gubernator, z zamiejskiej posiadłości przypędził, bez kapelusza, na nieosiodłanym koniu, marszałek szlachty. Nie obeszło się oczywiście bez siostry Pelagii. Przyszła cichuteńko, posiedziała w poczekalni, patrząc z lękiem na miotających się lekarzy, a potem, ułowiwszy chwilkę, wzięła na stronę sekretarza władyki, ojca Starownego. Ten opowiedział jej, jak doszło do http://www.poradniapsychologiczna.info.pl/media/ świecił mi w źrenice, stukał młotkiem po stawach i kazał rysować figury geometryczne. Na koniec oznajmił: „Jest pan zupełnie zdrowy, tylko czymś mocno, aż do stanu histerii, przestraszony. Cóż, łaskawy panie, teraz możemy porozmawiać także o halucynacjach”. Opowiedziałem. On wysłuchał mnie uważnie, potakując, a potem zaproponował mi takie wyjaśnienie, które w danej chwili w pełni mnie zadowalało. „W jesienne noce na wyspach – powiedział – ze względu na szczególne nasycenie powietrza ozonem i efekty zwierciadła wodnego zdarzają się nierzadko wszelkiego rodzaju omamy optyczne. Czasami, zwłaszcza w świetle księżyca, można zobaczyć, jak po jeziorze porusza się czarny słup, który jakiejś poetycznej lub religijnej naturze może i przypomni mnicha w stroju pokutnika. W rzeczywistości jest to zwykła trąbeczka”. „Co?” – nie zrozumiałem.

Widocznie agent FBI lubił testować swoją wytrzymałość. Pojawił się też Sanders. Zajął stanowisko po wschodniej stronie wzgórza, gdzie prowadziła na cmentarz boczna uliczka. W swoim granatowym garniturze wprost idealnie wtopił się w tłum żałobników. Zgodnie z umową tylko Rainie tego dnia ubrała się w mundur. Sanders i policjanci z Cabot w cywilnych strojach mieli za zadanie obserwować uroczystość, nie rzucając się w Sprawdź pielgrzymować wolno i wiele rzeczywiście tam jeździ, ale oblubienicom Chrystusa nie wolno, są dla nich inne święte miejsca. Pelagia najwyraźniej chciała się jeszcze spierać z władyką, ale spojrzawszy na Berdyczowskiego, nie odezwała się. Dyskusja na temat Czarnego Mnicha, wszczęta przez triumwirat najmądrzejszych ludzi w guberni zawołżskiej, znalazła się zatem w ślepym zaułku. Rozwiązał trudność, jak zwykle w takich wypadkach, przewielebny Mitrofaniusz, i to w charakterystyczny dlań paradoksalny sposób. Władyka miał całą teorię na temat pożytku płynącego z paradoksów, które tym się zalecają, że obalają nazbyt ciężkie konstrukcje ludzkiego umysłu, otwierając przez to nieoczekiwane i czasami krótsze drogi do rozwiązania problematycznych zadań. Archijerej lubił ni stąd, ni zowąd oszołomić rozmówcę jakimś nieoczekiwanym zdaniem albo nieprawdopodobnym rozstrzygnięciem, uprzednio zrobiwszy minę znamionującą bardzo mądre i surowe skupienie. Teraz też, kiedy wymieniono argumenty, nie dochodząc do żadnego wniosku, i nastąpiło