- Milordzie.

- Tak, tatusiu. - Stół powinien być nieskazitelny, żadnej zmarszczki na serwecie, najmniejszej plamki. - Uniósł kolejno wszystkie sztućce, sprawdzając, czy są wypolerowane do połysku. - Żadnych odcisków palców, śladów po wodzie. - Obrócił w dłoni kieliszek, obejrzał pod światło. Gloria poszła za jego przykładem, z przejęciem naśladując każdy gest. - W wazonach zawsze świeże kwiaty - ciągnął Philip. - Zwiędnięte trzeba od razu wyrzucać. - Zastawa nie może być popękana ani wyszczerbiona - podjęła Gloria. - Nawet najdrobniejsze ukruszenie jest... - zamilkła, szukając właściwego określenia. - Nie do przyjęcia - podpowiedział. - Właśnie, nie do przyjęcia. Pochylił się ku Glorii. - Ludzie oczekują w St. Charles wszystkiego, co najlepsze, a my musimy dbać, żeby byli zadowoleni. Inaczej poszukają sobie innego miejsca. Podczas kolacji ojciec nadal mówił o hotelu. Opowiadał o swoim ojcu i dziadku, o początkach St. Charles. Gloria znała większość tych opowieści, ale mogła słuchać ich w nieskończoność. Za każdym razem wypytywała skwapliwie o szczegóły, a Philip odpowiadał, zadowolony z niej i dumny. Dopiero kiedy zamówili deser, wróciła myślami do matki. Nie widziała Hope przez całe popołudnie. - Gdzie poszła mamusia? - zapytała, zlizując z kciuka kroplę syropu truskawkowego. Philip upił łyk kawy. - Do kościoła. - Rano też byłyśmy w kościele. Mama musi bardzo gniewać się na mnie, że dałam kwiaty panu Rileyowi. - Już ci tłumaczyłem, mamusia się pomyliła. Możesz dawać kwiaty, komu tylko chcesz. Gloria spojrzała mu w oczy i szybko opuściła głowę. - Tak, tatusiu - przytaknęła bez przekonania. http://www.protezy-zebowe.com.pl/media/ - Nie, to pani nazwała mnie wybrednym. - I nadal tak twierdzę, a pan wie, że mam rację. Dlatego pan ucieka. - Nie kuś licha, Alexandro - szepnął, podchodząc do niej. - Chyba że chcesz spłonąć. - Zdaje się, że powiedzenie brzmi „nie igraj z ogniem”. Chwycił ją za ręce i podniósł z fotela. Nie zdążyła nic więcej powiedzieć, gdyż zamknął jej usta gorącym pocałunkiem. Odchylił ją mocno do tyłu i objął w talii, ratując przed upadkiem. Jej umysł rozpadł się na tysiąc kawałków, musiała zatem zdać się na zmysły. Czuła, że płonie, serce waliło młotem, dłonie zaciskały się na ramionach hrabiego. Kiedy dotknął ustami jej szyi, uświadomiła sobie, że podobnie jak on nie jest w stanie zapanować nad narastającym podnieceniem. Gwałtownie wciągnęła powietrze, wplotła palce w czarne, falujące włosy Luciena i odsunęła od siebie jego głowę. - Przestań!

Lily Pierron była absolutną pięknością, jak wszystkie kobiety z jej rodziny. Jej twarz i figura zdawały się nie poddawać upływowi czasu, miała te same kruczoczarne, lśniące włosy, które Hope pamiętała jeszcze z dzieciństwa. Dziewczęta szeptały za jej plecami, że Lily ma pakt z diabłem. Że wszystkie Pierron podpisały cyrograf. Wszystkie z wyjątkiem Hope. Nie była ani w połowie tak piękna, jak matka - włosy miała ciemnobrązowe, nie czarne jak Lily, błękitne oczy pozbawione były tej intensywności, co u matki. Tak, nie była tak piękna, bo nie ciążył nad nią mroczny Cień. - Cześć, mamo - szepnęła ze smutnym, łagodnym uśmiechem na ustach. Lily odwzajemniła uśmiech i weszła do pokoju. - Wydajesz się taka dorosła. Ledwie cię poznałam. Hope poczuła, że serce zaczyna jej bić gwałtowniej. Sprawdź Kilcairn spiorunował przyjaciela wzrokiem. - Nie chodzę osowiały, tylko czekam. Oznajmiłem jej, że teraz z kolei ona powinna ustąpić. To wrażliwa kobieta. Zrozumie, że mam rację i że postąpiła niemądrze, rezygnując ze mnie na rzecz tłumu uroczych dam, które chętnie wyszłyby za mnie za mąż. - A jeśli nie zrozumie? Podobną rozmowę Lucien odbył sam ze sobą, kiedy Alexandra tydzień temu opuściła Balfour House. - Zrozumie. - Uważam, że to bez sensu czekać bezczynnie na jej powrót - stwierdził Robert. - Może. Podczas spotkań towarzyskich, kolacji i przyjęć Lucien bezustannie się zastanawiał, co zrobił źle. Tak, zamknął Alexandrę w piwnicy, żeby jej nie stracić, ale nie powinien był jej wypuszczać. Podstępem doprowadził do spotkania z krewnym, którym gardziła. Z drugiej