Napastnik był na niej, w wodzie. Ręce w rękawiczkach otoczyły jej szyję, ściągały w dół.

przyjemności swoją reakcją. Znowu to widział – sekret, który przed nim ukrywa, tajemnicę, która każe jej milczeć. Ale i tak, z zamkniętymi oczami, odruchowo uniosła podbródek i Bentz się nie oparł. Jej bliskość doprowadzała jego krew do wrzenia, sprawiała, że tętno przyspieszało. Nabrzmiał. Rozpalony, spragniony, pocałował ją namiętnie. Zareagowała. Jęknęła prosto w jego otwarte usta, jej palce walczyły z jego ubraniem, jej dłonie tańczyły na jego ramionach. – Kocham cię – powtórzył i po raz drugi odpowiedziała mu cisza. Drżała, była rozpalona, zwilżyła usta, ale milczała. Wyczuwał coś więcej pod jej namiętnością, coś ważnego, istotnego, coś bardzo odległego. Oddalała się od niego. Tracił ją. Jakimś cudem, chociaż się kochali, odchodzi od niego. Jej zapach wypełniał jego nozdrza. Wędrował językiem po jej szyi coraz niżej, miał na ustach smak jej potu, czuł zapach jej perfum. Całował ją całą, czuł, jak reaguje, widział jej drżenie. Płonął, tak bardzo płonął. Powtarzał sobie, że zrobi to powoli, żeby sprawić jej przyjemność, ale była równie rozpalona jak on, nagląco zaciskała dłonie na jego barkach. Musnął kciukiem jej żebra, pocałował czubki piersi i napawał się jej widokiem. W końcu uniosła powieki; czarne źrenice zasłaniały niemal całe złote tęczówki. http://www.psychoterapiawarszawa.info.pl – Nie. Jeśli wierzyć datom na fotkach, jeździła w kółko między Kalifornią a Luizjaną. – W takim razie w dokumentach linii lotniczych powinien zostać jakiś ślad. – Ktoś już to sprawdza; na razie nic. – Może posługiwała się fałszywym nazwiskiem. – Fałszywe nazwisko to Jennifer Bentz – stwierdził, chcąc przekonać samego siebie. – Muszę się dowiedzieć, kim jest i czego chce. – I potrzebujesz mojej pomocy. – Hayes zachował czujność. – Owszem. – Czyli? Bentz opowiedział o telefonie z budki. – Chciałbym obejrzeć zdjęcia z kamer ulicznych w tej okolicy, ewentualnie taśmy z systemów alarmowych okolicznych sklepów albo jeszcze lepiej satelitarne zdjęcia ulicy. – Masz skromne wymagania, niech cię. O ile mi wiadomo, na razie nie popełniono

okolicę rozjaśniały światła z wesołego miasteczka, a mgła spowijała wszystko niesamowitym całunem, jednak była na tyle rzadka, że światła odbijały się w czarnej wodzie. Tego ranka molo wyglądało zupełnie inaczej. Owszem, wyczuwało się atmosferę lunaparku, ale nie było w niej poprzedniej grozy. Wesołe miasteczko rozbrzmiewało okrzykami podekscytowanych śmiałków. Na molo kłębili się spacerowicze, rowerzyści, biegacze, zakupowicze. Wędkarz na molo, turyści na plaży, dzieci nad wodą. Nic groźnego, złowieszczego. Sprawdź Klucze wysunęły się z jej dłoni, wpadły do klatki. W panice wsunęła rękę między pręty, żeby je wyłowić. O1ivia wyczuła swoją szansę. Odepchnęła porywaczkę. Jeśli uda jej się wyłowić klucze i otworzyć furtę, może dotrze do schodów... Łódź zaskrzypiała głośno, ponuro. Światła zamigotały. O1ivia miała serce w gardle. Teraz albo nigdy! Nabrała tchu, zobaczyła klucze na ziemi, zanurkowała. Włosy i ubranie unosiły się wokół niej jak chmura. Klucze kusiły na dnie. Z przerażeniem zobaczyła rękę porywaczki wijącą się między prętami i zahaczającą palcem o klucz! Nie, pomyślała. Płuca ją paliły, brzuch bolał. Nie! Wynurzyła się w tej samej chwili co porywaczka, wysunęła ręce spomiędzy prętów, wplątała palce we włosy wariatki i pociągnęła w dół.