Powoli wypusciła powietrze z płuc i wróciła do gabinetu.

- Raczej wilk w owczej skórze. - Nie przekonasz mnie, ¿e nie warto sie za ciebie modlic, Nicholas. - Wiem, nawet o tym nie marze. - Jestes niemo¿liwy. - Robie, co moge. - Wiem. - Ruszyła do drzwi, Nick poszedł za nia. - Nastepnym razem - powiedziała, sciskajac mocno swój parasol - postaram sie namówic Montgomery'ego, ¿eby przyszedł ze mna do ciebie. - Swietny pomysł. Nie widziałem go od dziecka. - Nic sie nie zmienił - powiedziała, a jej oczy jakby troche pociemniały. - Ciagle odgrywa role niegrzecznego chłopca. Walczy ze swoimi demonami. - Domyslam sie, ¿e jeszcze nie odnalazł Pana. - Nick dobrze pamietał upodobanie kuzyna do szybkich kobiet, szybkich samochodów i całego wachlarza nie zawsze legalnych farmaceutyków. - Pracuje nad nim. Donald te¿. Powodzenia, pomyslał Nick. http://www.qmed.com.pl Wgramolił się do wozu dziadka i słuchał, jak stary silnik dodge’a rzęzi, a potem zapala. Stare biegi skrzypiały, opony były mocno naddarte, a przednia szyba połamana, ale nie miał zbyt dużego wyboru. Przynajmniej ten żałosny gruchot był na chodzie. Sprawdził godzinę na zegarku. Według jednego z miejscowych, Ruby Dee kończyła pracę o ósmej. Skontaktował się z paroma facetami, którzy znali ją od wielu lat. Twierdzili, że pracuje w sklepie sieci Safeway. Ross zadzwonił tam i dzięki trzydziestopięciocentowej inwestycji dowiedział się, kiedy Ruby kończy zmianę. Teraz miał mnóstwo czasu, żeby dojechać do Coopersville, miasta znajdującego się czterdzieści kilometrów na południe od Bad Luck, a przy tym jakieś pięć razy większego. Przypalając papierosa i sprawdzając wsteczne lusterko w obawie, że może go ścigać jakiś przedstawiciel wymiaru sprawiedliwości, wyjechał poza granice miasta. Ani na moment nie przekraczał limitu prędkości. Nie mógł ściągać na siebie uwagi, zważywszy że jechał takim gruchotem. W niespełna godzinę później zaparkował na asfaltowym parkingu Safewaya i czekał. Klienci i chłopcy do pakowania zakupów pchali terkoczące wózki do i ze sklepu, podczas gdy kilku kierowców rozglądało się za miejscem

- Niewiele wiecej ponad to, co powiedziała mi przez telefon – odparł, stukajac koncem ołówka o blat biurka. - Dodała tylko, ¿e wydaje jej sie, i¿ ktos włamał sie do jej sypialni i groził jej smiercia. Mo¿e ktos podał jej jakis srodek, na skutek czego omal nie udławiła sie własnymi wymiotami. Wtedy miała jeszcze zadrutowane zeby. Z tego powodu Sprawdź by czuc sie bezpiecznie. Była tego pewna jak niczego innego. Chocia¿ tyle o sobie wiem, pomyslała. Nie mo¿e uzale¿nic sie od Nicka. Ani od Aleksa. Nie, musi polegac na sobie. ¯oładek wcia¿ ja bolał, czuła, ¿e znowu zaczyna sie pocic. Nie pierwszy raz czuła czyjas złowroga obecnosc przy swoim łó¿ku. W szpitalu odniosła to samo wra¿enie. - Dosc tego - rozkazała sobie, zaciskajac palce na poreczy. - Nikogo tam nie było. To wszystko nerwy i niezbyt udana zupa, która zjadłam na kolacje. Tak czy inaczej, postanowiła sprawdzic, czy wszystko jest w porzadku z dziecmi. A jesli rzeczywiscie ktos stał przy jej łó¿ku? A teraz ukrywa sie w pokoju Cissy albo Jamesa? A