Pogrzeb był skromny. Zmarłą żegnali Gloria, Santos, Liz, Jackson oraz garstka sąsiadów. Na darmo córka błagała matkę, by i ona przyszła, choćby ukradkiem. Odmowa zabolała, ale Gloria przyjęła ją z rezygnacją. Pragnęła już tylko jednego: by Hope zdołała wybaczyć Lily.

- Dobrze się pan czuje? - Nie. Dobranoc. - Mogę jakoś pomóc? Łypnął na nią spode łba. - Owszem, ale pani tego nie zrobi. - Ja... - W tym momencie zrozumiała, o czym mówi hrabia. - Och. - Proszę mnie zostawić samego, panno Gallant. Zawahała się, po czym skinęła głową i sięgnęła do klamki. - Dobranoc, lordzie Kilcairn. - Może się pani przyśnię, Alexandro. Ja z pewnością będę o pani śnił. Po powrocie do swojego pokoju dobre pięć minut zastanawiała się, czy zaryglować drzwi. W końcu zwyciężył rozsądek. Kiedy przebrała się w koszulę nocną, stanęła bez ruchu przed kominkiem i dotknęła ust. Śnić o nim, też coś! Będzie miała szczęście, jeśli w ogóle zmruży oczy. Lucien chodził wokół stołu i liczył w myślach bele siana, sztuki bydła, cenę owsa, ilość węgla potrzebnego do ogrzania Kilcairn Abbey przez całą zimę. Nic nie pomagało. - Do diaska! - zaklął. Powtórzył te słowa kilka razy, za każdym razem wypowiadając je innym tonem. Mężczyzna o jego doświadczeniu i reputacji nigdy, przenigdy nie uganiał się za http://www.rehabilitacja-swinoujscie.com.pl/media/ - Nie żartuj sobie. Ujął jej dłonie. - Nie żartuję. Jesteś najbardziej fascynującą, uwodzicielską, godną pożądania kobietą, jaką w życiu spotkałem. - Kocham cię - wyznała. Zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała go. Przytulił ją do siebie mocno, żeby znowu poczuć jej ciepło. - Kocham cię - szepnął z uczuciem. - Muszę ci zadać pewne pytanie - ciągnęła drżącym głosem. Łzy ciurkiem leciały jej z oczu. - Słucham. - Ożenisz się ze mną, Lucienie? Pocałował ją mocno.

- Powinnaś była wcześniej o tym pomyśleć. – Hope zmierzyła ją pełnym jadu spojrzeniem i odwróciła się do dyrektorki: - Siostro? Zakonnica skinęła głową na pożegnanie i matka Glorii wyszła z gabinetu. Liz widziała po minie siostry, że incydent wytrącił ją z równowagi i napełnił niesmakiem. Tyle że nie do Hope - co powinno zdawać się oczywiste - a do niej. Zdawała sobie sprawę, że nic nie wskóra, ale nie chciała kapitulować tak łatwo. - Proszę, siostro - skamlała, zamiast wyjść, trzaskając drzwiami. - Ja naprawdę potrzebuję tego stypendium. Przyrzekam, że nie będę już przysparzać żadnych kłopotów. Mogę trzy razy dłużej pracować w sekretariacie, a resztę czasu poświęcę na naukę... - Dosyć, Elizabeth. Przykro mi, ale nie mogę ci pomóc w żaden sposób. Sprawdź - Mógł mnie pan spytać, nim pan przyjął zaproszenie - stwierdziła, odkładając książkę. - Nie zamierzam planować życia towarzyskiego w taki sposób, żeby zadowolić guwernantkę mojej drogiej kuzynki. Choć może pani w to nie uwierzy, dokonałem starannego wyboru. - Tak, zauważyłam - powiedziała, zirytowana jego arogancją, choć zdawała sobie sprawę, że hrabia celowo ją drażni. Najwyraźniej lubił jej ostre repliki, więc postąpiłaby niegrzecznie, gdyby nie spełniła jego życzenia. - Nie sądziłam, że człowiek o pańskiej reputacji ma tylu statecznych znajomych. Kilcairn skrzywił twarz. - Dlatego unikam ich, jak mogę. - Odchylił głowę i spojrzał na nią spod przymkniętych powiek. - Myślała pani o naszej porannej rozmowie? Po plecach przebiegł jej dreszcz. Przez cały dzień nie była w stanie myśleć o niczym innym.