zabójstw. Siedział milczący i oszołomiony, gdy szef pokrótce nakreślił mu sytuację.

czując, że rumieni się jak mały chłopiec. – Pan ma rozumne oczy. Nerwowe usta. Dotąd nigdy pana tutaj nie widziałam. – Amazonka pogładziła wronego po atłasowej szyi. – Kim pan jest? – Berdyczowski – przedstawił się prawnik i ledwie się powstrzymał, żeby nie podać swego stanowiska. Może to przynajmniej skłoniłoby piękną damę, by nie patrzyła na niego kpiąco? Zamiast stanowiska wymienił rangę: – Radca kolegialny. Jej się to czemuś wydało śmieszne. – Radca? – Nieznajoma roześmiała się, pokazując białe, równe zęby. – A może doradca? Ach, wszystko jedno. Proszę mi poradzić, szanowny doradco kolegialny, co zrobić ze straconym życiem? – Czyim? – spytał ochryple pan Matwiej. – Moim. A może i pańskim. No, niech mi pan powie, doradco, czy mógłby pan nagle całe swoje życie przekreślić, stracić dla jednego tylko mgnienia? Nawet nie dla mgnienia, zaledwie dla nadziei na mgnienie, która w dodatku być może się nie ziści? Berdyczowski wybełkotał: – Nie rozumiem pani... Pani mówi dziwne rzeczy. Ale zrozumiał, doskonale wszystko zrozumiał. To, co w żadnym razie z nim zdarzyć się nie mogło, bo całe jego życie płynęło zupełnie innym torem, było blisko, bardzo blisko. http://www.rejack.pl/media/ do samego siebie bród karcianego nałogu. Ale zamiast ulgi czuje zaciskającą się na szyi obręcz. To inny lęk niż ten, który towarzyszył grze. Tamten zmieszany był z przyjemnością, która łaskotała mu nerwy. Ten nowy jest czarny jak cienie między przyporami kościoła Świętego Seweryna. Nie zatrzymuje się ani na chwilę, by zajrzeć w oczy gargulcom, które gapią się na samotnego wędrowca zza krawędzi dachu. Kawy! – wyje każdy skrawek jego ciała, kiedy jest już blisko swojej nory. Ale trudno jest się wspinać w górę rue Mouffetard,

młodym, bezradnym i wrażliwym... – Głos Rainie załamał się. Siedziała, dusząc w sobie niewypowiedziane słowa, a serce tłukło się jej w piersi jak ptak w klatce. – Martwisz się, że mogłaś kiedyś postąpić jak Danny O’Grady? – zapytał Quincy. Nie odpowiedziała. – Nie jesteś Dannym dodał stanowczo. – Wiem o tym! Jestem kobietą, a kobiety nie wyładowują się na niewinnych. Z reguły nie Sprawdź w swoje poczucia winy i melancholie, które 10/86 mijają natychmiast, gdy udaje się z nich ściągnąć spodnie. Ale ten nie wygląda na żonatego. Jego krawata nie wiązała kochająca kobieta. Przekrzywiony supeł pasuje idealnie do niezgrabnych rąk. Dziewczyna wyjmuje z ust oślinioną czereśnię. Wpycha między jego zaskoczone wargi. Chwyta go za palce, ciągnie je ku wylewnym piersiom. – Chodź, zapomnisz. – Zostaw!