– Wyszedł zza rogu... bum. Nie... widziałem.

Ale Charlie znowu przybrał cwaniacką minę. – Wiem, wiem – powiedział, mrugając do niej konspiracyjnie. – Agent FBI. Nie chcesz się przed nim wsypać. W porządku. Ale mi nie musisz ściemniać, laluniu. Mówię ci, ja widzę takie rzeczy od pierwszego rzutu oka. Też należysz do naszego klubu. Więcej, jesteś jego honorowym członkiem. – Ostatnie pytanie – wtrącił szybko Quincy, widząc, że złośliwości Kenyona wytrąciły Rainie z równowagi. – Czy Danny wspominał kiedykolwiek o jakimś internetowym znajomym? O kimś, kto używa pseudonimu No Lava? – O jakimś komputerowcu? Może. Danny zawsze się czymś interesował. Nie wiem, jak można spędzać tyle czasu, gapiąc się w ekran. – Widziałeś jakieś maile od tego faceta? – A na cholerę mi one? – Danny naprawdę lubił z nim korespondować. Może byłeś zazdrosny. – Słuchajcie, nawet o nim nie słyszałem i, szczerze mówiąc, ten pseudonim brzmi, jakby frajer był impotentem. Danny’ego bawiła poczta. OK? Sześć miesięcy temu albo osiem, nie pamiętam, był strasznie podjarany, bo poznał kogoś przez Internet. Bez przerwy latał sprawdzać, czy przyszły, kurwa, nowe maile. To wszystko, co wiem. – Podpuszczałeś go – powiedziała cicho Rainie. – Danny miał kłopoty ze sobą, a ty go jeszcze buntowałeś. Teraz trzy osoby nie żyją. Część winy spada na ciebie Charlie. I będziesz musiał z tym żyć. http://www.soze.pl/media/ Zaraz, jak to szło? Jakaś gra słów. Od A do Z? Trzy razy Z? Wreszcie przypomniała sobie: pięć razy Z. Po pierwsze: zatrzymać sprawcę, jeśli wciąż przebywa w pobliżu. (Czy sprawca nie uciekł z miejsca przestępstwa? Ach, te pozamykane drzwi.) Po drugie: zgromadzić i wylegitymować świadków oraz podejrzanych. (Tłum uczniów, którzy wybiegli już z budynku. Walczący o życie Bradley Brown. Zapewne byli świadkami, ale teraz nie mogła się nimi zająć.) Po trzecie: zbadać miejsce przestępstwa. (Czyste korytarze i nietknięty sekretariat. A dalej? Uszkodzone szafki, łuski. Nie przeoczyć tego, co wydaje się oczywiste, powtarzali im podczas kursu. Co było oczywiste po szkolnej strzelaninie? Trupy na podłodze?) Po czwarte: zabezpieczyć miejsce przestępstwa. (Rainie skrzywiła się. Ślady butów sanitariuszy, rozwalony schowek, łuski, po których

Elizabeth dopiero po chwili pozbierała myśli. Aż pobladła z wrażenia. Skoro był w szpitalu i skoro mu ją wskazano... Pomyślała, że wie, dokąd to wszystko prowadzi, i poczuła, jak ogarnia ją dojmujący chłód. Zamknęła oczy. Przełknęła z trudem i powiedziała: - Może lepiej niech pan się przedstawi. - Tristan. Tristan Shandling. Sprawdź krześle i opuściła nogi na podłogę. – No cóż, przykro mi o tym mówić, ale wątpię, czy uda się panu pogadać z Dannym. Rodzice załatwili mu świetnego adwokata. Położył szlaban na wszelkie rozmowy. Chociaż Danny dwa razy przyznał się do winy, a w rękach trzymał broń, narzędzie zbrodni, prawnik pewnie będzie dowodził jego niewinności. – A pani myśli, że chłopak jest winny? – Myślę, że mam do przeprowadzenia dochodzenie. – Ostrożna odpowiedź. Uśmiechnęła się do niego chytrze. – Może i jestem niedoświadczona, agespie, ale szybko się uczę. – Agespie? – Agent specjalny w języku miejscowych organów ścigania. Wie pan, my tu nie oglądamy się zbytnio na tytuły. – Rozumiem. – Wydawał się nieco oszołomiony.