- Jesteś umówiony?

Lucien otworzył drzwi i podał list lokajowi Beltona. - Na pewno wszystko się uda. - Wziął od służącego płaszcz i kapelusz. - Ale i tak dziękuję. W drodze do Balfour House kazał stangretowi zatrzymać się przy pracowni madame Charbonne i sprawdził, jak posuwają się prace nad ostatnimi zamówieniami. Następnie pojechał się upić. W czasie balu zamierzał być trzeźwy. Alexandra klęczała przy ogrodowym wejściu do piwnicy i szarpała za kłódkę. Nawet tytan nie dałby rady otworzyć tego diabelstwa. Raptem otworzyły się drugie drzwi. - Alexandro... - W głosie hrabiego zabrzmiał niepokój. - Alexandro! Do diaska! Zerwała się pospiesznie i zbiegła po schodkach. Lucien właśnie zaglądał pod łóżko, więc ujrzała tylko jego plecy. - Dzień dobry - powiedziała. Wyprostował się gwałtownie i odwrócił. - Gdzie byłaś? Zaskoczyła ją ulga malująca się na jego twarzy. Czyżby naprawdę aż tak się o nią martwił? - Zwiedzałam lochy. Pocałował ją w usta. - Ja też lubię zwiedzać. http://www.spisaptek.pl — Wróciła bez Niani? — Przyszła do domu sama. Wściekłość stopniowo wykrzywiła grube rysy mężczy- zny. — Co się właściwie stało? — To się zdarzyło w parku, podobnie jak wczoraj. Coś zaatakowało Nianię. Zniszczyło ją! Nie do końca rozu- miem, co zaszło, ale to było coś potwornie wielkiego i czar- nego... pewnie jakaś inna Niania. Szczęka pana Casworthy'ego wysunęła się do przodu. Jego nabrzmiała twarz przybrała szpetny, ciemnoczerwony kolor, chorobliwy rumieniec złowieszczo zaczął wypełniać całe oblicze. Nagle obrócił się na pięcie.

przed upadkiem. Jej umysł rozpadł się na tysiąc kawałków, musiała zatem zdać się na zmysły. Czuła, że płonie, serce waliło młotem, dłonie zaciskały się na ramionach hrabiego. Kiedy dotknął ustami jej szyi, uświadomiła sobie, że podobnie jak on nie jest w stanie zapanować nad narastającym podnieceniem. Gwałtownie wciągnęła powietrze, wplotła palce w czarne, falujące włosy Luciena i odsunęła od siebie jego głowę. Sprawdź - Nie zamierzam przyjąć do swojego domu jej ani żadnego bękarta, którego pan jej zmajstrował - oświadczył bez wstępów. Lucien uniósł brew. - Dzień dobry, wasza miłość. - Przeniósł spojrzenie na niższą postać, kryjącą się w cieniu diuka. - Czy nie wspomniałem, że chodzi o prywatną audiencję? - Dobrze, że w ogóle wpuszczono pana do tego domu - warknął Virgil Retting, bardzo odważny przy groźnym ojcu. - Przepraszam, czy mam się zwracać do lorda Virgila? - zapytał Lucien, z trudem powstrzymując uśmiech. Od niedawna wiedział, że uprzejmość to potężna broń. Sam się o tym przekonał. - Czego pan chce, Kilcairn? Nie pozwolę się szantażować. Jestem gotów ją wydziedziczyć. Umyć ręce. Lucien usiadł.