– Jezu, jak możesz być tak bystry i tak głupi jednocześnie?

na czole nieznajomego. Tylko on i Podhorec- 32/86 ki zostali jeszcze przy stole. Ale Adam jest już spokojny. Znowu wygrał. Ma przed sobą jakieś trzysta franków, pokaźne wzgórze. Na stół spada jeszcze jedna karta. Nieznajomy wypuszcza z płuc powietrze kwaśne od strachu i taniego wina. Znów miał szczęście. Odwraca się do Podhoreckiego. – O życie też byś tak spokojnie grał? – pyta i zagląda mu w oczy. Podhorecki nie odpowiada. Otwiera tylko usta. Chce rzucić Swiderskiemu trente et le va, ale nieznajomy przebija go krótkim va banque. Zagina ostatni róg swojej karty i wyciąga z kieszeni surduta spasioną sakiewkę. Na blat spada srebrne gradobicie. Bah! – graczami wstrząsa dźwięk wystrzału korka od szampana. http://www.spwysoka.pl przeszła niespiesznie, godnie, ale skręciwszy do sadu, za którym wznosił się korpus szkoły diecezjalnej, ruszyła całkiem niestatecznym biegiem. Zajrzała do celi przełożonej uczelni, powiedziała, że wykonując wolę przewielebnego, musi na pewien czas, jeszcze nie wiadomo jak długi, wyjechać i prosi o znalezienie jakiegoś zastępstwa na jej lekcje. Dobra siostra Krystyna, nawykła do nieoczekiwanych nieobecności nauczycielki języka rosyjskiego i gimnastyki, ani o cel wyjazdu, ani o kierunek podróży nie pytała, zainteresowała się tylko, czy Pelagia ma dość ciepłych rzeczy, żeby nie zmarznąć w drodze. Mniszki przytuliły się do siebie i ucałowały, Pelagia zabrała ze swojej izdebki mały kuferek, najęła fiakra i kazała co tchu gnać na przystań, do odjazdu parowca pozostawało mniej niż pół godziny. * * * Nazajutrz w południe schodziła już po trapie na nowogrodzką przystań, ale ubrana nie w

i wasze drogi kiedyś wyprostuje. Uwierzcie! – Ziobro wyrywa się z objęć Dzieżyńskiego i pędzi za Pilchowskim. Ksiądz chce go ścigać, ale zanim postąpi krok, za ramię łapie go Podhorecki. – Zostaw. On dla nas stracony. Sprawdź znudzony. Czas na drugie uderzenie. Trzeba podnieść stawkę, przejść na wyższy poziom gry. Następne miejsce wybrał już staranniej. Więcej czasu spędził na badaniu okolicy, wsłuchiwaniu się w puls małomiasteczkowej codzienności. Znowu cierpliwość i planowanie. Znowu zachowywanie wszelkich środków ostrożności. Komputery okazały się wspaniałym narzędziem. W końcu wszystko było gotowe. Krzyki, dym, krew. Piękna, niesamowita śmierć. Tym razem nie wyjechał. Obserwował całą scenę przez lornetkę ze znacznej odległości. Mimo ryzyka został, pozwalając sobie na większe emocje. Na miejsce tragedii przyjechały gliny. Tępe, pozbawione wyobraźni, małomiasteczkowe ćwoki. Zobaczyli to, co chciał, pomyśleli to, co chciał. Aresztowali podejrzanych i byli wyraźnie zadowoleni. Wszystko poszło tak dobrze, że postanowił nie wracać od razu do domu. Chciał