- Cała przyjemność po mojej stronie.

- Nie? - Ugryzła kolejny kęs i popiła piwem. - A te pięć centymetrów, które urosłeś przez lato? Nie sądzisz, że stare spodnie będą za krótkie? - Nie przejmuj się. - Zmiął opakowanie po sandwiczu i wrzucił do pustej torby na zakupy. - Zaoszczędziłem trochę forsy z tego, co zarobiłem. Sam sobie kupię ubranie. - Musisz iść do dentysty. Pani Rosewood mówi, że twoje oceny... - Co ona wie? - przerwał ze złością, zerwał się na równe nogi i zmierzył matkę wściekłym spojrzeniem. - Czy ten stary babsztyl nie może zostawić nas w spokoju? Lucia też się podniosła, rozzłoszczona nie mniej niż syn. - O co ci chodzi, Victorze? - Szkoła to strata czasu. Nie rozumiem, dlaczego nie miałbym rzucić tego w diabły. - Bo nie możesz i kwita. Nie rzucisz szkoły, nie pozwolę, rozumiesz? Musisz się uczyć, skoro chcesz się wydostać z tego bagna. Jeśli rzucisz szkołę, to skończysz jak twój ojciec. Tego chcesz? Victor zacisnął pięści. - To bez sensu, mamo. Wiesz, że nie jestem taki jak on. - Więc dowiedź tego. Skończ szkołę. - Wyglądam na szesnaście lat. Mógłbym zacząć pracować. Potrzebujemy pieniędzy. - Nie potrzebujemy. To, co mamy, w zupełności wystarcza. - Jasne. Lucia poczerwieniała, słysząc sarkazm w głosie syna. - Chciałeś coś powiedzieć? Brakuje ci czegoś? Nie odpowiadał, wbił wzrok w podłogę, na której leżały pośród papierów resztki niedojedzonej kolacji. Co za obrzydliwy bałagan. Całe ich życie tak wyglądało: nieuporządkowane, poplątane, zabałaganione. W piersi wzbierał mu gniew, poczucie zawodu, bezradności. Miał wrażenie, że jeszcze chwila, a eksploduje. - Mów - przynaglała Lucia, szturchając go palcem w ramię. - Chcesz mieć nowy sprzęt stereo? A może nowe dżinsy? Kolorowy telewizor do swojego pokoju? Podniósł głowę i spojrzał matce w oczy z zawziętą, nieustępliwą miną. http://www.spzagorz.pl/media/ wgniatany. Oko zostało zmiażdżone, szkło rozbite i potłuczone. Jednego z ramion nie dawało się już wciąg- nąć przez małe drzwiczki do środka, zwisało żałośnie z bo- ku robota, bezużyteczne ciągnęło się za nim. — Nie mieści mi się to w głowie — powtórzyła Mary. — Wezwę ekipę naprawczą i zapytam, co na ten temat są- dzą. Tom, to musiało się zdarzyć w nocy. Wtedy, gdy spa- liśmy. Pamiętasz te hałasy, które słyszałam... — Ciiiiii... — mruknął ostrzegawczo mąż. Niania zbliżała się do nich. Słychać było nieregularne kołatanie i brzęczenie, kuśtykający nieporadnie zielony metalowy kadłub wydawał z siebie nierówny, zgrzytliwy dźwięk. Tom i Mary Ficlds patrzyli ze smutkiem, jak ro-

- Nie żartuję. Jesteś najbardziej fascynującą, uwodzicielską, godną pożądania kobietą, jaką w życiu spotkałem. - Kocham cię - wyznała. Zarzuciła mu ramiona na szyję i pocałowała go. Przytulił ją do siebie mocno, żeby znowu poczuć jej ciepło. - Kocham cię - szepnął z uczuciem. Sprawdź zatłoczonego i brudnego Londynu. Już wcześniej, z okna dorożki, wypatrzyła w Hyde Parku przyjemne alejki spacerowe dla siebie i Szekspira. Chętnie przyjęłaby tu posadę, pod warunkiem, że młoda dama i jej matka nie będą odludkami. Wyjęła z kieszeni złożoną gazetę i jeszcze raz odczytała adres, po czym wzięła do ręki smycz i ruszyła ulicą. - Chodź, Szekspir. Czekała ją druga rozmowa tego dnia i dziewiąta w tym tygodniu, a została jeszcze jedna w Cheapside. Jeśli do niedzieli nikt jej nie zatrudni w Londynie, będzie musiała zużyć skromne oszczędności i pojechać na północ. Może w Yorkshire jeszcze o niej nie słyszeli, choć ostatnio odnosiła wrażenie, że w domach, gdzie potrzebowano guwernantki albo damy do towarzystwa, wszyscy już znali każdy szczegół jej życia. Najlepsze, czego się teraz spodziewała, to uprzejma odmowa. - To tutaj, dwadzieścia pięć.