– To moje dzieci.

w którym dziewczynka mogła być. Do schowka na miotły, do łazienek. Czuła coraz większy strach. Dostała wypieków, serce jej łomotało. Dom był bezpieczny, miał doskonały system alarmowy, ale mimo to nie przestawała myśleć o tym, co powiedział kiedyś Richard. Ktoś mógł porwać dziecko dla okupu. Przez tylne drzwi zajrzał Dewey. - Ani śladu małej. Laura kiwnęła głową i pobiegła schodami na górę, przeskakując po dwa stopnie. Liczyła na to, że Kelly wróciła do pokoju. Nic z tego. Kredki i książeczka do kolorowania nadal leżały na stole. Laura zajrzała do własnego pokoju. Zawołała. Usłyszała hałas dochodzący z piętra Richarda, jakiś łomot. Rzuciła się na górę i zapukała stanowczo do drzwi. -Kto tam? - zapytał -Otwieraj, do cholery! - zażądała. -Nie. -Mówiłam ci już, że mam dość słuchania „nie"! Otwórz drzwi albo przysięgam, że złapię za któryś z tych http://www.stomatologkrakow.org.pl koszmarze, który przeżyła. Ale przede wszystki zaczęła się bać, że znowu straci tego wspaniałego mężczyznę. – No, nie patrz tak. – Wziął jej twarz w dłonie i pocałował w usta, a potem odwrócił się na drugi bok. I dodał niby lekko, ale zarazem z przedziwną subtelną czułością: – Czekałem dziesięć lat, to mogę poczekać jeszcze trochę dłużej. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄ- TY ÓSMY Luke nie tracił czasu. Gdy tylko przyjechali do Waszyngtonu i zameldowali się w hotelu, natychmiast zadzwonił do Toma Morrisa. Na szczęście nigdzie nie wyjechał i miał czas, żeby się z nim spotkać. Umówili się w sąsiednim parku, na przedmieściach w Wirginii, o czwartej po południu. Luke specjalnie przyszedł nieco później, ale nie

różnych przedmiotów albo sprawdza, czy ktoś się nie nagrał na sekretarce. Pewnie zastanawia się, kiedy wróci Richard. Tak jak ona. Tyle że nie czeka na niego tak niecierpliwie jak Julianna. Obie kochają tego samego mężczyznę. Ta prosta prawda stanowiła prawdziwy szok dla jej świadomości. Właśnie to je łączyło: miłość do tego samego człowieka. Oraz nienarodzone Sprawdź w wieku dorosłym zaowocowała wspólnym interesem. Przed drzwiami do swego gabinetu Malinda przystanęła. Przecież mnie nie zje, przekonywała samą siebie. Obiecałam spłacić długi i zrobię to. Tylko trochę cierpliwości. Z głową podniesioną do góry, wyprostowana, z wciągniętym brzuchem - tak jak codziennie pouczała ją ciotka Hattie - otworzyła drzwi. Przez chwilę myślała, że Cecile się pomyliła, wydawało się bowiem, JEDNA DLA PIĘCIU 11 że w gabinecie nie ma nikogo. Dopiero potem zobaczyła go, przykucniętego na podłodze. A więc Cecile myliła się. To był jeden z tych paskudnych typów, przy