wydawały się takie sprężyste. Położyła mu dłoń na sercu i poczuła, jak

– Mną trudniej manipulować niż trzynastoletnim chłopcem – powiedziała ostro Rainie. Richard podniósł się raptownie z miejsca. – Nie. Nawet łatwiej. Zrobił krok do przodu. – Stój, bo cię zabiję. Odrzucił strzelbę. – Ależ Lorraine, jestem nieuzbrojony. – Nie mów do mnie Lorraine! Zrobił kolejny krok. – Oczywiście, że tego chcesz. Zabijanie wchodzi w krew. Pierwszy raz jest trudny, potem idzie już dużo łatwiej. Czytałem, że w mózgu wydzielają się wtedy jakieś substancje. Żadna używka temu nie dorówna. Wierz mi, wiem coś o tym. – Ani kroku dalej! – Daj spokój, Lorraine. Po prostu pociągnij za spust. Rozmawiałaś z Dannym. Znasz to przyjemne uczucie. Nienawidzisz mnie. Nienawidzisz, bo manipulowałem twoim pupilkiem. Nienawidzisz, bo pomogłem mu zabić te dziewczynki. Nienawidzisz, bo przywróciłem przeszłość twoim snom. Tak, obserwowałem cię, kiedy spałaś. Wiem, że wszystko wróciło. Więc pociągnij za spust, Lorraine. Zrób to jeszcze ten jeden słodki, upajający raz. Pamiętasz tamto poczucie siły. Delektuj się swoim gniewem. – Cholera jasna. – Opuściła broń niżej i kiedy zrobił kolejny krok, strzeliła mu w kolano. Automatyczny pistolet wydał z siebie tylko puste, ciche stuknięcie. Richard roześmiał się. http://www.tenfizjoterapeuta.com.pl 229 lubiła. Nie pójdzie się wypłakać do kubka z kawą, ponieważ sprawa jest jeszcze świeża i na razie nie stać jej na ten luksus. Ale niech ci się nie wyda¬ je, że ona jest pozbawiona uczuć. I nie naskakuj na nią tylko dlatego, że czujesz się bezsilna. - Przepraszam. Ja tylko... Już nie poznaję samej siebie! - Kimberly podniosła głos. Odsunęła się od ojca, kręcąc głową. - Jestem spięta, miewam humory. W jednej chwili czuję się silna i opanowana. Czuję, że je¬ stem gotowa podjąć jego wyzwanie i go pokonać! Po chwili zaczynam się panicznie bać, wyciągam broń na ludzi z obsługi hotelowej i nie dowierzam żadnym odgłosom. Nie mogę znieść takiego poziomu niepewności. Nienawidzę wątpić w samą siebie, nienawidzę martwić się o to, co się wydarzy za chwilę. Tato, ja nie powinnam się tak rozklejać. Przecież mam

Sandersa. Zapytaj Luke’a. Zapytaj mnie. Jestem przemądrzałym agentem FBI, ale gdybym mógł znowu z tobą pracować, byłby to dla mnie zaszczyt. – Och, zamknij się, Quincy. Przez ciebie zaraz się rozpłaczę. – Rzeczywiście. Otarła kąciki oczu i pociągnęła głośno nosem. Cholerny agent. – Co zamierzasz zrobić? – Może masz rację. Sprawdź potem – co równie straszne – zmierzyć się z faktem, że inne dziecko, tak bardzo jej bliskie, było sprawcą tej tragedii. – Zabieraj się stąd – rozkazała Shepowi. – Znajdź Luke’a i odjeżdżamy. – Muszę najpierw zobaczyć się z Sandy – upierał się Shep. – Mamy przyjaciela... adwokata. Niech do niego zadzwoni. – Zabieraj się! O’Grady dał w końcu za wygraną. Rzucił synowi ostatnie spojrzenie. Wyglądał, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Odwrócił się i wyszedł przez frontowe drzwi. Rozbłysły flesze. W tłumie zawrzało. Nagle Rainie wychwyciła nowy dźwięk – odległy warkot lądujących helikopterów. Wreszcie przyleciały śmigłowce po rannych. I Rainie nie mogła opędzić się od myśli, że w dalszej kolejności władze przyślą transport po ciała.