- Dobrze. Prosze te¿ pojawic sie u doktora Hendersona to on przeprowadzał pierwsza operacje. Mo¿e skieruje pania na przeswietlenie ¿eby sprawdzic, czy kosci zrosły sie prawidłowo, choc moim zdaniem wszystko jest w porzadku. - Dziekuje - powiedziała, zadowolona, ¿e ju¿ po wszystkim - A jak tam ¿oładek? - Robertson wrzucił rekawiczki do małego chromowanego kosza na smieci. - Lepiej. Znacznie lepiej. - Powinnas była powiedziec komus, ¿e masz mdłosci. - w oczach Aleksa malował sie wyrzut. Patrzył na nia spod zmarszczonych brwi wydymajac usta. 240 - A mo¿e ty powinienes był byc w domu - odparła rozdra¿niona Alex zmru¿ył oczy. - Pracowałem. - Było po jedenastej. Alex zacisnał usta, a spojrzeniem, które jej rzucił, mo¿na było ciac granit. http://www.washmaster.pl Tak, były ze sobą związane, ale Shelby wyczuwała, że za pośpiesznie nabazgraną przez ojca notatką kryje się coś więcej. Musiała tylko ustalić co. Może nic nadzwyczajnego, ale z drugiej strony... Rzuciła folder na biurko, a potem odszukała teczkę Lydii Vasquez, wyciągnęła ją z szuflady i natychmiast rozłożyła na blacie. Na temat Lydii było mnóstwo zapisków, ponieważ pracowała u sędziego od wielu lat. Znajdowały się tu skopiowane i spięte dokumenty dotyczące jej samej, a także rozmaite wzmianki na temat wszystkich członków jej rodziny, włącznie z Carlą i Pablem Ramirezami i ich dziećmi. Każde dziecko również zostało odnotowane. Znalazła się tu nawet wzmianka o rodzinie Estevanów, spokrewnionej z Ramirezami. Shelby patrzyła na folder w osłupieniu. Dlaczego jej ojciec robił tak skrupulatne notatki o każdym z tych ludzi? Gdzieś w głębi jej umysłu zaczęła się tworzyć chłodna interpretacja. W grę musiało wchodzić coś więcej... coś paskudnego. Przejrzała imiona dzieci, wpisane specyficznym charakterem pisma sędziego - Enrique, Juan, Diego i Maria. Czwórka dzieciaków. Trzech chłopców, jedna dziewczyna. Znała ich wszystkich od dzieciństwa. Maria była
któremu chciała udostępnić materiały dotyczące niebezpiecznych warunków pracy w elektrowni jądrowej. Okoliczności 156 Ale mimo to... Katrina nie była aż tak głupia, żeby narażać życie dla jakiejś historii. Sława była ważna, pieniądze jeszcze bardziej, lecz nie na tyle, by dla nich umierać. I chociaż marzyło jej się zdemaskowanie sędziego Jerome’a „Reda” Cole’a i pokazanie, jakim jest sukinsynem, to nawet dla takiej satysfakcji nie warto było nadstawiać karku. I dlatego kupiła broń - mały, srebrny pistolet, świetnie dopasowany do jej dłoni. Sprawdź serca. Przycisnął ciepłe usta do jej szyi i wtedy Shelby jęknęła. Zatrzymaj to, Shelby. On cię uwodzi, a ty na to idziesz. Zatrzymaj to, póki jeszcze możesz. Podniósł głowę i patrzył na nią. Powoli wodził kciukiem po kościach u podstawy jej szyi, robił zmysłowe kółeczka. Pragnę cię. Czy to on powiedział? 114 A może ona? Rozgorzał żar dawno zakazanego ognia. Wiedziała, że to szaleństwo być sam na sam z nim, dotykać go i pozwalać, by jego zapach przenikał jej zmysły, a mimo to nie potrafiła powiedzieć „nie” ani myśleć o czymś innym oprócz tej chwili. Nevada oparł ją o ścianę i opuścił głowę. Chociaż wiedziała, że nie powinna go całować, to jednak nie potrafiła