roku, jeszcze przed moim ślubem.

Wyjrzał za okno. Białe chmurki unosiły się na lazurowym niebie. Luke Dallas nie powinien był się mieszać w jego sprawy, bo przez to zginie. Rozumiał Kate, która za wszelką cenę chciała chronić dziecko, i czuł pewien żal, gdy myślał, co się z nią stanie. Podziwiał jej odwagę i lojalność. Być może gdyby poznali się w innych okolicznościach, mógłby ją nawet pokochać. Dlatego postanowił, że nie pozwoli jej patrzeć na śmierć dziecka. John wypił sok i oblizał wargi, wyobrażając sobie śmierć Julianny i grupki jej obrońców. Nie mógł się doczekać chwili, kiedy w końcu się im pokaże. Chciał jak najszybciej zobaczyć strach w oczach Julianny. A potem kula, która rozerwie jej głowę na strzępy. Żeby już nigdy nie musiał patrzeć na tę sukę. ROZDZIAŁ SIEDEMDZIESIĄTY Opis mieszkania Powersa, który podała im Julianna, był niepokojąco trafny. Zimne i pozbawione wszelkich indywidualnych cech, pomyślała Kate. Takie jak jego właściciel. Raz jeszcze rozejrzała się po idealnie wysprzątanym wnętrzu, zwracając http://www.wpstom.pl – Nie możesz spać? – spytał. – Mhm. Zbliżył się, ale jej nie dotknął. Spojrzała na niego, a potem znowu na jezioro. Czy już z nimi tak źle, że boi się jej dotknąć? I że jej jest już wszystko jedno? – Bardzo mi przykro, Kate. – Stanął obok. – Naprawdę bardzo. Słyszała już te słowa. Powróciły do niej wspomnienia sprzed jedenastu lat. Westchnęła. – Tak, wiem. – Wybaczysz mi? – Próbuję. Ale nie jest to tak łatwe jak dawniej. Ta myśl wydała jej się przerażająca. Wziął ją za rękę.

Tylko wtedy będziesz bezpieczna. – My, Luke? – Potrząsnęła głową. – I tak się narażasz. Nie chcę cię jeszcze bardziej mieszać w swoje sprawy. Nie mogę przecież... – Nonsens, Kate. Przecież nie zostawię cię samej! Próbowała złapać oddech, starając się zapanować nad strachem. Tak bardzo chciałaby skorzystać z pomocy Luke’a, ale wiedziała, że nie Sprawdź Kondor lekko się uśmiechnął. – Wobec tego słucham. Luke opowiedział całą historię. – Ten facet nazywa się John Powers – zakończył. – Słyszałeś to nazwisko? Mężczyzna milczał przez dłuższą chwilę, ale nawet jego spojrzenie nie zdradzało, o czym myśli. W końcu skinął głową. – Tak, kiedyś. – Ale nie znasz go osobiście? – Nie. – Kondor wypił trochę kawy, nie zwracając uwagi na jej smak. – Nasi szefowie dbają o to, żebyśmy się ze sobą nie stykali. – Znowu lekko się uśmiechnął. – Nie zależy im na tym, żebyśmy przechwalali się przy piwie, czego który z nas dokonał. Ale rzeczywiście o