Shey wsunęła ręce w kieszenie. Nie bardzo wiedziała, co odpowiedzieć. Komplementy zawsze ją peszyły. Wolała pominąć je milczeniem. - Myślę, że już mu się znudziło. Dzisiaj nie przyszedł. Przypuszczam, że jest w drodze do domu. - Nie wydaje mi się - zaprotestowała Parker. - A mnie tak. Bo to... - Shey urwała nagle, bo drzwi kawiarni otworzyły się i do środka wszedł Tanner, a towarzyszył mu mężczyzna trzymający w ręku skrzypce. To był prawdziwy muzyk. Trzymał instrument tak, jakby zaraz zamierzał grać. - Tanner - ostrzegawczym tonem odezwała się Shey. Każdy by się przestraszył, ale nie on. Uśmiechnął się szelmowsko, wcale nie jak książę. Najwidoczniej był bardzo z siebie zadowolony. - Shey, to mój znajomy, David. Mężczyzna uprzejmie skinął głową i wsunął skrzypce pod brodę. - Czego sobie życzycie? - Przyszedłem poprosić cię o prawdziwą randkę. Domyślałem https://pogromcycen.pl rano mam rozmowę w sprawie pracy, więc wybieram się z koleżankami po jakiś stosowny ciuch. - To pomyślnych łowów - rzucił, zły na siebie, że jej zawraca głowę. - Kup coś, co ich zwali z nóg. Izabela zdjęła pościel z łóżka, opróżniła worek z brudną bielizną Micka, wiszący na drzwiach łazienki, a potem otworzyła okno dachowe. Zanim mieszkanie się wywietrzy, zdąży zanieść brudy do pralki. Po drodze na dół przystanęła na podeście. Z pokoju Imogen dobiegały jakieś szelesty. Zapukała i weszła. Dziewczyna na kolanach wpychała coś do czarnej torby na śmieci. - Co robisz, Imo? Powinnaś leżeć. Imogen skręciła górę worka, ale nie wypuszczała go z ręki.
Edward wzruszył ramionami, ignorując jej słowa. - Obawiam się, że to teraz niemożliwe - odparł. Bella spojrzała na niego zaskoczona. - Jak to? Czyżby zmienił zdanie? Edward wskazał na trzcinowe sofy. Sprawdź powiedzieć swoje zdanie. - Nawet ktoś tak arogancki i przyzwyczajony dostawać to, czego chce, jak ty, powinien sobie zdawać sprawę, że twoja propozycja nie jest... - Milion to za mało? Czy to właśnie próbujesz mi powiedzieć? Jodie spłonęła rumieńcem. - Pieniądze nie mają tu nic do rzeczy. Cyniczne spojrzenie, jakim ją obrzucił, rozpaliło jej złość. - Mnie nie można kupić. To dotyczyło Johna i z pewnością także i ciebie. - Johna? Gotów skwapliwie wykorzystać to, co mu zdradziła, patrzył na nią przenikliwie. Ale Jodie nie zamierzała pozwolić się zastraszyć. Dlatego podniosła głowę i odpowiedziała chłodno: - Mój były narzeczony. On także proponował mi pieniądze. Chciał, żebym to ja zerwała nasze zaręczyny, wtedy nikt nie obwiniałby jego. Tak jak tobie wydawało mu się, że może kupić wszystko, co zechce, nie licząc się z moimi uczuciami. - Chociaż próbowała nie pokazywać, jak bardzo dotknęły ją te przeżycia, jej oczy wyrażały smutek. Skrzywiła się lekko, dodając: - Przypuszczam, że w pewien sposób oddał mi przysługę. Pokazał, jak mało mu na mnie zależało, i zrozumiałam, że nie byłabym z nim szczęśliwa. - A jednak wciąż ci na nim zależy. To beznamiętne stwierdzenie wywołało natychmiastową reakcję. - Nie! - odpowiedziała gwałtownie. - Już mi na nim nie zależy.