– Nie trzeba być pełnoletnim, żeby pociągnąć za spust.

- Elizabeth poprosiła, żebym kogoś sprawdził - powiedział spokojnie Quincy. Rainie żałowała, że w ogóle się odezwał. Był zbyt opanowany, zachowywał się jak profesjonalista, jak ktoś, kto podobne miejsca oglądał setki razy i żył z ich analizy i opisów. Rozumiała to. Zresztą dostrzegła i gniew - prawą rękę Pierce trzymał zaciśniętą w pięść, a lewą uczepił się krawędzi materaca, jakby chciał utrzymać się na miejscu. Pragnęła go dotknąć, ale nie była pewna, czy on tego chce. Dlatego usiadła tylko obok, udając, że jest jego adwokatem. Bała się, że jego zawodowe opanowanie może tylko przysporzyć mu kłopotów w kontaktach z miejscową policją. - Tylko że - kontynuował Quincy - nie znalazłem śladu nazwiska, które podała mi Bethie. - Skojarzyłem je z wydarzeniami z mojego życia i zacząłem się martwić, kto to jest i co może zrobić. - Nazwisko? - Tristan Shandling. - Jak go poznała? - Nie wiem. - Kiedy go poznała? - Nie wiem. Detektyw Albright uniósł brwi. http://www.bassety-adopcje.pl/media/ na listy. Wczoraj po południu cztery grzechotniki wypuszczone przed bramą. Dwóm udało się wpełznąć na teren posiadłości Quincy'ego. Dwa skierowały się do sąsiadów, gdzie przyciągnęły uwagę domowego kota i dwuletniego dziecka. Na szczęście matka w porę zabrała chłopca i zawiadomiła służby weterynaryjne. Ostatniej nocy Glenda musiała słuchać rechoczącego głosu, który oznajmił, że kiedy grzechotniki skończą z Quincym, on sam przyjedzie i obedrze Pierce'a ze skóry i każe sobie zrobić z niej pasek do spodni. Ale nawet gdy spała, jej sny wcale nie były miłe. Teraz wpatrywała się w Montgomery'ego, który od poprzedniej wizyty wziął prysznic i zmienił ubranie. Glenda czuła się jak pokrzywdzona żona. - Gdzie byłeś? - spytała. - W Filadelfii, oczywiście - odburknął Montgomery. Wszedł do środka

Amandę, więc teraz Albert miał dwa problemy. Wspólniczkę, która może go połączyć z zabójstwami, i prywatnego detektywa obserwującego wspólniczkę. Nie ma zbyt dużo czasu, ale musi coś zrobić. - Zatruwa czekoladki - mruknęła Rainie - i wysyła je Mary. Przy okazji opowiada jakąś bajkę, dzięki czemu nakłania ją do tego, żeby poczęstowała nimi de Beersa. Całkiem nieźle. Eliminuje dwie osoby, nie tracąc czasu i środków. Sprawdź laboratorium kryminalistycznego. Prosiłem, żeby potraktowano naszą sprawę priorytetowo. Na miejscu mogę lepiej tego przypilnować. W słuchawce nadal panowała cisza. – I skoro już tam będę, chciałbym jeszcze trochę poszperać – dodał z zapałem. – Myślałem o tym rano. Jestem gotów się założyć, że człowiek, którego szukamy, jest typem zabójcy z kompleksem autorytetu. Najsłynniejszy przypadek to oczywiście Charles Manson. Wiedział, że klepie trzy po trzy. Wciąż się nie odzywała, a on nie chciał się rozłączyć. – Zabójcy z kompleksem autorytetu pochodzą zazwyczaj z rodzin, gdzie osoba jednego z rodziców jest szczególnie dominująca. – Jakby z oddali dobiegały go własne słowa. – Ojciec lub matka fizycznie bądź psychicznie znęca się nad dzieckiem, które dorasta fantazjując, że wreszcie się postawi, ale nigdy do tego nie dochodzi. Taki człowiek kieruje potem swoją złość przeciw innym autorytetom. Tyle że zamiast bezpośrednio stosować przemoc, mobilizuje do działania ludzi, którymi potrafi manipulować. Dzięki temu czuje się silny i